„Wychowanie to nie zajęcie dla mięczaków”
Wychowanie bez nagród i kar
Rodzicielstwo bezwarunkowe
Alfie Kohn
30 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Sprzeciwu Wobec Bicia Dzieci, a ja Państwa z tej okazji trochę prowokacyjnie chcę namówić nie tylko do nie stosowania kar fizycznych, ale w ogóle jakichkolwiek kar, a nawet nagród. I o ile znakomitej większości z Państwa nie muszę tłumaczyć, dlaczego nie należy bić dzieci, to podejrzewam, że musiałabym się już bardziej tłumaczyć z odradzania stosowania wszelkich kar, a już zupełnie ostro tłumaczyć z namawiania do rezygnacji z nagród. Jak to? – zapyta wielu z Was – To już nie można stosować żadnych kar, a nawet nagród? Oczywiście, że można, ale warto wiedzieć, co z tego wynika, czyli jak to wpływa na dzieci w krótkiej i dalszej perspektywie, a także na nas samych i na nasze wzajemne relacje.
I właśnie w swojej książce Alfie Kohn opisuje negatywne skutki stosowania nadmiernej kontroli nad dziećmi i warunkowej miłości, czyli tradycyjnego wychowania przy pomocy nagród i kar. Autor już na wstępie bierze na warsztat dwa rodzaje miłości i odróżnia miłość warunkową, czyli kochanie dzieci za to, co robią i miłość, która nie stawia warunków, nie zależy od tego, jak dziecko postępuje, czy jest posłuszne, czy nie, czy odnosi sukcesy. Oczywiście większość z nas współczesnych rodziców, babć i dziadków z chęcią w tym miejscu by zakrzyknęło: Ależ przecież ja kocham moje dzieci/wnuki bezwarunkowo, za to że są, a nie za to, jakie są i co robią! Problem tylko w tym, że nie jest ważne nasze przekonanie, że kochamy kogoś bezwarunkowo – cała sztuka polega na tym, żeby ta nasza miłość była tak odbierana. I tu nasuwa się ważne pytanie, czy mały człowiek karany w imię tzw. dobrego wychowania odczuwa miłość rodzicielską jako bezwarunkową. Sporo z nas po chwili refleksji potrafi sobie bez większego trudu i szczerze odpowiedzieć na to pytanie, bo przecież badania naukowe dowiodły, że dorośli w większości kiedyś sami byli dziećmi 😉, a dla tych którzy mają z tym trudność autor przygotował szereg przykładów z życia oraz cały rozdział pokazujący, jak to wygląda z perspektywy dziecka.
Może niektórym ta książka wyda się kontrowersyjna, szczególnie tym, którzy są przywiązani do tradycyjnych form wychowania i przekonanych, że właśnie dzięki odpowiedniemu systemowi kar i nagród z krnąbrnych, egoistycznych i generalnie złych dzieci* wyrośli na porządnych ludzi. Innym, którzy kar nie stosują lub nie są dumni z tego, że po nie czasem w momentach bezsilności sięgają i generalnie starają się ich unikać w relacjach z dziećmi, może być trudno w pierwszej chwili zrozumieć i zaakceptować, że autor namawia również do wyrzucenia pochwał i nagród z repertuaru wychowawczego.
Jednak Alfie Kohn przedstawia mocne argumenty oparte na badaniach przeciwko stosowaniu tych wszystkich metod, służących przede wszystkim do sprawowania kontroli nad dziećmi i wychowania ich do posłuszeństwa, zamiast rozwijania w nich niezależności, wrażliwości i empatii. Nie zostawia jednak czytelnika z przysłowiowymi pustymi rękami i pokazuje inną drogę – drogę opartą na zrozumieniu i przewodnictwie.
Nie chcę tu przywoływać konkretnych badań i argumentów, gdyż nie jest moim zamiarem streszczanie książki, tylko przekonanie do jej przeczytania w całości, bo jestem głęboko przekonana, że warto to zrobić. Mam nadzieję, że zachęciłam tych z Państwa, którzy chcieliby w taki bezwarunkowy sposób wychowywać swoje dzieci, jak i tych, a może zwłaszcza tych (!), którzy są sceptycznie nastawieni do tej publikacji uważając, że na wszystko w życiu trzeba sobie zasłużyć, a wychowanie, w którym nie stawia się warunków jest jednoznaczne z przyzwoleniem na robienie przez dzieci wszystkiego, na co mają ochotę. Tymczasem wcale tak nie jest i autor jasno pokazuje, że wybór miedzy surowym wychowaniem opartym na systemie kar i nagród, a pełnym permisywizmem jest fałszywą alternatywą. Pomiędzy jednym a drugim istnieje cały szereg innych możliwości.
Książka jest skierowana do rodziców dzieci w każdym wieku, bo na zmiany nigdy nie jest za późno. Jednak oczywiście pewne rzeczy łatwiej praktykować od najwcześniejszych lat naszych dzieci i naszego rodzicielstwa, żeby później nie mieć kaca moralnego. Chyba każdy z nas chciałby, żeby w przyszłości nasze dorosłe dziecko potrafiło z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nawet podczas najostrzejszych konfliktów czuło się przez nas kochane, a nasz sposób postępowania był pełen szacunku i dobrej woli. I tego wszystkim Państwu życzę, raz jeszcze gorąco zachęcając do lektury.
Małgorzata Strzelecka
* w tym miejscu warto się zastanowić, jaką sami mamy wizję dziecięcej natury; czy dzieci spostrzegamy jako z natury dobre, czy z natury złe i jakie to może mieć przełożenie na nasze zachowanie w stosunku do nich?